MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rzeź zwierząt koło Kłodzka i Wałbrzycha. Rolnicy domagają się policzenia wilków. Watahy częściej atakują na Dolnym Śląsku

Adrianna Szurman
Adrianna Szurman
Wideo
od 16 lat
Doniesienia i zdjęcia z Dolnego Śląska są drastyczne. Wilki znowu zaatakowały koło Kłodzka. W Radochowie zabiły 14 wyjątkowych owiec z rodowodem. Kilka dni wcześniej w Jaszkowej Dolnej zagryzły całe stado - 30 sztuk. Są doniesienia o kolejnych zagryzionych koniach, tym razem wczoraj w Złotym Stoku. Koło Wałbrzycha w Czarnym Borze odnotowano kolejne ataki. Wilki wytrzebiły niemal wszystkie muflony na Dolnym Śląsku. Z populacji liczącej kilkaset sztuk, zostało kilka, może kilkanaście! Gospodarze są wściekli, żądają wraz z Izbą Rolniczą monitorowania populacji wilczych gromad i zmiany przestarzałych przepisów prawa.

Spis treści

Rzeź zwierząt hodowlanych w Kotlinie Kłodzkiej

Widok, który zastał na pastwisku w Radochowie w Kotlinie Kłodzkiej Paweł Gałecki, były żołnierz, hodowca i miłośnik zwierząt był porażający. Czternaście owiec, głównie matek i ciężarnych zostało rozszarpanych przez wilki. Wiele innych zwierząt jest pokąsanych i poranionych. Nie wiadomo, czy przeżyją atak. Wiele jagniąt zostało bez matek, trzeba je karmić butelką ze sztucznym mlekiem. Czy przeżyją? Trudno powiedzieć.

- Wszędzie było mnóstwo krwi. To była prawdziwa jatka. Pokaz dla młodych wilków, jak zabijać. Przyszły i mordowały jedną po drugiej. Jestem załamany. Tworzyłem to stado wiele lat z miłością i dużą starannością. To były owce rasy dorper, takie charakterystyczne z czarnymi głowami, tzw. mięsne. Dzisiaj ze stada liczącego kilkadziesiąt sztuk, nie wiem ile zostanie, ile z nich przeżyje, wiele jest poranionych. Straciłem 15 sztuk - mówi nam Paweł Gałecki.

Owce sprowadził do Polski z Czech i Niemiec, wszystkie miały rodowód. Skorzystał z unijnych programów, które zakładają, że stado musi liczyć min. 16 sztuk.

- I co ja mam teraz zrobić, jak je odtworzyć i po co? Każda owca kosztowała ok. 5-6 tys. zł. Z tego, co wiem Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wypłaca grosze w takich sytuacjach, a za jagnięta to już w ogóle prawie nic - zaznacza załamany.

Jak dodaje, nie śpi po nocach. Na zmianę z sąsiadem patrolują pastwiska. On do 2 nad ranem, sąsiad do czwartej i tak na zmianę. Odstraszają wilki dźwiękami i latarkami. - Tylko oczy im świecą w ciemnościach.

Nie pomagają siatki z prądem. Wilki robią podkopy i uprowadzają zwierzęta gospodarskie

Owce przebywały na pastwisku otoczonym siatką pod prądem. Wilki poradziły sobie jednak z profesjonalnym ogrodzeniem i innymi zabezpieczeniami. Takie nie były też żadną przeszkodą w Jaszkowej Dolnej także w Kotlinie Kłodzkiej. Tam w maju i w kwietniu wilki zabiły całe stado owiec. Pokonały wysokie na metr dwadzieścia cm ogrodzenie i rozszarpały jedną po drugiej. Innym razem zrobiły głęboki podkop i przyszły jak po swoje.

Andrzej Piwowar stracił w ten sam sposób całe stado. Jest hodowcą niemal od 12 roku życia. Dziś ma lat 58. Kocha zwierzęta, pragnie by były szczęśliwe i nie czuły, kiedy idą na ubój.

- U mnie wszystkie zwierzęta, które hodowałem miały swobodę. Nie zamykam ich w klatkach, stajniach, mogą się wybiegać, żyć w zgodzie z naturą. A kiedy przychodzi moment, że muszą odejść, nie czują tego. To nie jest tak, jak w jakiejś przemysłowej rzeźni, że one wiedzą że idą po śmierć. Ja każde swoje zwierzę głaszczę, przytulam i sprawiam, że odchodzą nie przeczuwając, że to koniec ich życia. No, ale po to się je hoduje, życie mają jednak u mnie szczęśliwe - opowiada pan Andrzej z Jaszkowej Dolnej.

Przeżył prawdziwą traumę, kiedy wilki trzykrotnie w ciągu dwóch miesięcy zakradły się do jego gospodarstwa i wytłukły całe stado owiec. Rozszarpały ciężarne matki z jagniętami w brzuchu. - I niech mi teraz powiedzą ekolodzy, że wilki zabijają jedną sztukę by się najeść. Musiałem iść i patrzeć na tą rzeź. A kiedy zamieściłem zdjęcia na facebooku, żeby uświadomić ludziom, z czym mierzą się gospodarze, zostałem zbanowany. Czyli ja na tę rzeź muszę patrzeć, ale inni nie. Ci wszyscy wujkowie dobra rada, którzy najwięcej mają do powiedzenia, a nic nie wiedzą. Ja się przekonałem, że żadne zabezpieczenia nie pomagają.

Spotkanie na temat wilków w Polanicy - Zdroju

Gospodarze spod Kłodzka czy Wałbrzycha, gdzie jest najwięcej ataków mówią jednym głosem, że nie pomagają ani fladry, ani płoty pod napięciem.

- Pracownicy Dolnośląskiej Dyrekcji Ochrony Środowiska mówią nam na przykład, że mamy sobie zamontować ogrodzenia na metr czterdzieści, to tylko 20 cm więcej, niż mam ja, nic to nie da! Bo wilki je pokonują. Radzą nam też wkopanie siatek na pół metra pod ziemię. Jak mam ro zrobić w górzystym terenie, gdzie są skały i pofałdowania, a kto policzył koszty rzędu kilkudziesięciu tysięcy? Przecież ja nie mam koni wartych po 100 tysięcy każdy, tylko owce za kilkaset za sztukę, to jakiś absurd - denerwuje się Andrzej Piwowar.

Doświadczeniami podzielił się w Polanicy Zdroju m.in. z inspektorami RDOŚ z Wrocławia na zjeździe Izby Rolniczej. Całe spotkanie poświęcono właśnie problemowi wilków w okolicach Wałbrzycha i Kłodzka.

- Każą nam zamykać zwierzęta. Co to w ogóle są za bzdury. Hoduję konie pierwotnej rasy, które muszą biegać i żyć na dużej przestrzeni. Kiedy w obawie przed wilkami oddzieliłem źrebię i matkę, klacz odrzuciła małego i tak się skończyło. Mam dość, chodzę po nocach, straszę wilki światłami i dźwiękami, to jeszcze donosy piszą, że nie wolno. Przecież to jest absurd zaznacza pan Andrzej.

Dobrostan zwierząt wg Unii Europejskiej

Jak podkreślają hodowcy, unijne programy, w których biorą udział jasno określają, że dobrostan zwierząt jest najważniejszy, mają żyć ekologicznie, na wolnej przestrzeni, a nie w klatkach. Na pastwiskach i ogrodzonych łąkach w starciu z watahami wilków są bez szans. A tych jest coraz więcej.

- Mamy zamontowane fotopułapki w różnych częściach Sudetów na Ziemi Kłodzkiej.I każdej nocy jednocześnie w różnych miejscach pojawia się aktywność wilków. Mamy tu w okolicy kilka watah. Jedna z nich, liczy ok. 16 osobników! To przerośnięta groźna wataha, ile ich jest w ogóle, trudno powiedzieć, bo absolutnie nikt tego nie monitoruje. Chronimy jeden gatunek kosztem innych i pozwalamy, by rozmnażał się w sposób niekontrolowany - mówi Jacek Hecht, rolnik i myśliwy z okolic Kłodzka, który od lat monitoruje problem związany z atakami wilków na zwierzęta gospodarskie. Jak zaznacza, hodowcy domagają się monitorowania sytuacji.

Hodowcy żądają, by rzetelnie policzyć wilki na Dolnym Śląsku, bo dziś nikt tego nie robi

Żądają, by rzetelnie policzyć, ile ich żyje w okolicach Wałbrzycha, Kłodzka, w Karkonoszach i innych obszarach Dolnego Śląska. Określić, jaka jest pojemność środowiska dla wilka i na tej podstawie zdecydować, co dalej.

- Na wczoraj konieczna jest nowelizacja przepisów, które dzisiaj de facto zostawiają poszkodowanych hodowców bez realnego odszkodowania. A realne szkody są dużo wyższe - wylicza Jacek Hech i dodaje, że na Dolnym Śląsku wyginęły muflony.

Z populacji liczącej 500 sztuk, zostało kilka, może kilkanaście. Jelenie w obawie przed drapieżnikami zmieniły swoje zwyczaje i zamiast w lesie żerują w ogromnych chmarach na polanach rolników. To nawet 300 sztuk, które tratują te uprawy jednocześnie powodują wielomilionowe nawet straty.

Wiesław Mąka, rolnik z Wałbrzycha zaznacza, że pierwsze wilki pojawiły się u nas w 2016 roku. Przyszły z Czech. pierwszy atak miał miejsce w Golińsku. od tego momentu było ich kilkanaście.

- Ale wielu rolników w ogóle nie zgłasza problemu, bo i tak wiedzą, że nic za to nie dostaną - zaznacza Mąka. Jak mówi, od początku podkreślał, że ataków będzie więcej, ale nikt nie chciał w to wierzyć. - Dzisiaj już nikt się z tego nie śmieje.

Zaznacza, że w okolicach Wałbrzycha polują co najmniej cztery watahy wilków - czeska, w Grzędach, w Górach Sowich, w okolicy Trójgarbu i Kamiennej Góry. W tym roku najwięcej ataków na zwierzęta gospodarskie odnotowano w okolicach Czarnego Boru.

W styczniu głośno było o ataku na konia koło Janowic Wielkich.

- Dzisiaj otrzymała wiadomość, że wilki zaatakowały i zagryzły dwa konie w Złotym Stoku, nie zdążyłam jeszcze potwierdzić tych informacji - powiedziała nam na gorąco Elżbieta Ulatowska, to ona zorganizowała w Polanicy - Zdroju spotkanie w sprawie problemu z wilkami.

Wilki wróciły na Dolny Śląsk po 100 latach, wcześniej zostały wytępione do zera

Rolnicy i myśliwi domagają się policzenia i regulacji populacji wilków, które są pod ochroną. Ekolodzy i przyrodnicy podkreślają, że wilki wróciły na Dolny Śląsk w 2016 roku po stu latach nieobecności.

- Przyszły z Czech. Byliśmy tam wówczas na tropieniach i znaleźliśmy na granicy z Czechami ślady aktywności wilków. Wcześniej zostały na tym terenie wytępione, a potem nie mogły powrócić, bo każdego pojawiającego się wilka zabijano w latach 1950-1996, do momentu objęcia ich ochroną w Polsce - zaznacza dr hab. Sabina Nowak z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, Prezes Zarządu Stowarzyszenie dla Natury "Wilk", z którą rozmawialiśmy po pojawieniu się wilków w okolicach Ślęży i Sulistrowiczek, gdzie wzorem innych samorządów wydano ostrzeżenia przed wilkami.

Jak podkreśla stowarzyszenie w całej Polsce ofiarami wilków pada ok. 1400 zwierząt hodowlanych rocznie.

Do tematu wrócimy. Szereg pytań zadaliśmy RDOŚ we Wrocławiu, m.in. o liczbę ataków, zabitych na Dolnym Śląsku zwierząt i wysokość wypłaconych odszkodowań. Ani pracownicy ani dyrekcja nie rozmawiają na ten temat osobiście/telefonicznie. Odpowiadają wyłącznie na pytania przesłane mailem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zmigrod.naszemiasto.pl Nasze Miasto